sobota, 14 maja 2011

Frrrrrrrrrrrrru

Zeszło mi tydzień, żeby założyć w końcu tego bloga dla znajomych. Jakoś się nie mogłam pozbierać, a uzbierało się tego troszkę. Zacznijmy od początku. Czyli może od tego, że Ufa wpakowała mi się do walizki. Niestety plan mojego wyjazdu nie obejmował kota, więc została z niej usunięta, co bardzo ubolewała (podobno wciąż sypia na moim łóżku, cholernie za nią tęsknię). Pakowanie przebiegło zgodnie z planem czyli 20kg i 2/3 rzeczy zostały w domu.
Potem już tylko pierwszy w życiu lot samolotem i wraz ze swoją cud miód słodką walizką wylądowałam w Liverpoolu.





Potem godzina drogi do Manchesteru i w centrum przesiadka w autobus nr 8. Haha. nie da się jeździć na gapę. kierowca na wejściu sprawdza bilet. Poza tym kanar wsiada na przystanku i przekopuje się przez cały autobus z policjantem. Niezłe co? Dodatkowo przejazdy są chorrendalnie drogie. Trzeba się szybko przestawić na lewą stronę i wsiąść na rower (radzę w płaszczu przeciwdeszczowym).

Cóż ponadto? Mój pokój okazał się być kanapą w salonie (zamykanym na klucz, kiedy ciotka wychodzi, więc jeśli wrócę wcześniej z miasta a jej nie będzie, muszę czekać w kuchni). Chwalić się wyglądem pokoju? :P





Acha, jak widzicie, zero prywatności więc siedzę na podłodze pod oknem, coby mi obie ciotki nie "zerkały" ciągle w monitor. O skypie nie ma za bardzo mowy. Ale przecież za nic nie płacę, więc nie można narzekać prawda?

2 komentarze: